Od tygodnia mój przystojny, postawny kawaler, z dumnie usztywnionym ogonem, trzymanym prościutko do góry stał się zwyczajnym chorym kotkiem. Oczywiście z wyglądu i samopoczucia, gdyż dla mnie zawsze będzie tym dumnym i pięknym kocurkiem.
2 stycznia 2020 – temperatura 40 stopni
3 stycznia 2020 – 35 stopni i kilka kresek
od 4 stycznia 2020 utrzymuje się w okolicach 38 stopni, czyli prawidłowo.
7 stycznia 2020 – temperatura 34,70 stopni (dopisane dnia 07/01/2020)
Zrobiłam testy na FIV i FELV, ale wszystkie wyszły negatywnie. Badanie krwi gorzej – amylaza dużo zaniżona 2040.
Tajemnica w tym, że trzustka zaczęła niedomagać :( a z dniem wczorajszym również wątroba. Zażółcenie spojówek oznacza zaczynającą się żółtaczkę. Bardzo mnie to smuci.
Codzienne kroplówki, lekarstwa i specjalna dieta. Koszty już na dzień dzisiejszy po zrobieniu testów i badań to około 300 zł za samego Dymka. Jedna puszka karmy Calibra Veterinary Diets Gastroindestinal to już 11 zł, do tego karma sucha i o dziwo Dymek wolał na początku suchą. Niestety to było w dzień pierwszy podania kroplówki, od dnia następnego Dymek nie chce jeść, jego posiłki liczę na liźnięcia. Nie wiem jak długo kroplówki będą podawane, ale na razie w gabinecie też nie wiedzą. Nie mogę jednak odpuścić. Zrobię wszystko aby go leczyć, mam nadzieję, że będzie silny. Bardzo mam nadzieję.
Dopisuję dnia 07.01.2019
Dzisiejsza noc była… nigdy jej nie zapomnę. Nie chciałam Dymka „tarmosić”, gdyż byłam pewna, że nawet jak wezmę go do siebie do spania na wersalkę to on i tak wróci w swoje nowe miejsce, nowe na czas choroby. Po co więc miałam go przenosić i męczyć dodatkowo?
Jednak On, gdy usłyszał, że ja już się położyłam, ostatnimi siłami przyszedł, było mu ciężko, ale na dwie próby i znalazł się koło mnie. Nie miał jednak już siły, aby przybliżyć się w górę, więc spoczął na wysokości moich kolan, to ja zniżyłam się do niego, aby móc go głaskać… mruczał ledwo wyczuwalnie, ale mruczał. Prawie przez całą noc czułam go, czasami przysypiając, ale czuwałam. Był moment, kiedy próbowałam wyczuć jego serce, ale podniósł łebek… żyje jeszcze. Nad ranem, ledwo zeskoczył i z powrotem schował się na swoje „nowe” miejsce.
Gdy przyszedł czas wyjazdu go gabinetu na kolejną kroplówkę, nie buntował się i nie uciekał ode mnie. Nie miał już siły, patrzył na mnie prawie „martwym” wzrokiem, tak słabym, ale jeszcze żył. Zostawiłam go pod dobrą opieką Pani Justyny i pojechałam.
O 16:00 telefon, pobraliśmy … płyn, jest żółty, gęsty i ciągnący. Nie miałam wątpliwości … to FIP. Teraz już widziałam, że przyjdzie mi się z nim pożegnać, ale chciałam by stało się to przy mnie, by nie był w tym momencie sam. By nie był sam, gdy będzie usypiał i odchodził za tęczowy most. Bardzo chciałam być z nim. Może ktoś powie, że głupia stara wariatka, płacze za kotem. To jednak nie był dla mnie kot, to był Dymek. Mój najukochańszy przystojny koci kawaler, mój rosły i postawny Dymek. Mój „mdlejący” pod dotknięciem dłoni kociak. „Facet” Bandytki, to dla niego nie szukałam dla niej adopcji. To dla niego Ona została z nami. Kiedyś o nich napiszę.
Dymek jest u mnie już od 2017 roku. Wzięłam go wtedy jako kociątko z blokowiska w Tarnowie, przy ul.Lwowskiej. Można powiedzieć, ze właściwie ze śmietnika, obok którego w garażu okociła się jego mama kotka „trójłapka” 😞 Dymek trafił do mnie. Pozostałymi kociakami zajęli się inni ludzie 😞

Pojechałam do przychodni. Decyzję od uśpieniu Dymka podjęłam natychmiast, gdy usłyszałam, że to FIP. Nie zniosłabym myśli, że pozwalam mu dalej się męczyć nie mając szans na wyleczenie. Stał się moim szóstym kotkiem w stosunku do którego byłam zmuszona podjąć tą trudną decyzję.
Gdy weszłam do gabinetu i podchodziłam do inkubatora… spojrzał na mnie i delikatnie, prawie bezgłośnie miauknął. Patrzał mi prosto w oczy jakby czekając na mnie i…. błagając o pomoc, o to by być blisko.
Nie chciałam zwlekać, więc od razu dostał lek, ten który wprowadził go w uśpienie, aby potem dostać ten właściwy, przenoszący go za tęczowy most. Usypiał na moich rękach. Gdy już się z nim pożegnałam, dostał ten lek drugi i … odszedł. Ja wiem, wierzę w to, jestem przekonana, że nasi „czworonożni” przyjaciele dokładnie czują i mają tą świadomość co się z nimi dzieje w tej chwili i nie darowałabym sobie, gdyby mnie w tym momencie przy nim nie było. Odszedł za tęczowy most… wierzę, że jeszcze się z nim spotkam. Mój Dymek :( … jak boli :(
